Włoskie Marzenie w Trzech Aktach: Bolonia, Werona i Rimini


 
    Nasza przygoda z Bolonią była udziałem Oliwii (osobistej córki), która to postanowiła w samym środku upalnego lata odbyć praktyki studenckie właśnie w tym włoskim miasteczku (jakby nie można było pojechać gdzieś, gdzie jest chłodno!) Bolonia stanowi idealny cel na krótki wypad - City Break, zwłaszcza jeśli szukasz autentycznego włoskiego doświadczenia poza utartymi szlakami. Z Polski można się tam dostać bezpośrednio z kilku miast (m.in. Wrocławia czy Katowic). Samoloty linii Ryanair lądują na lotnisku Guglielmo Marconi w Bolonii, które znajduje się w niewielkiej odległości od miasta. Dotarcie do centrum nie stanowi problemu, a my mieliśmy to szczęście, że na miejscu czekał na nas osobisty przewodnik. Oliwia zdążyła się już zaprzyjaźnić z miastem i jego mieszkańcami i okazała się całkiem sprawnym pilotem bez licencji.
    Czas, który zajmie zwiedzanie Bolonii, może być różny w zależności od indywidualnych preferencji, ilości atrakcji, które chcecie zobaczyć oraz tempa, jakim podróżujecie. Ponieważ nasz wypad był ograniczony czasowo, a Oliwia naszpikowała go różnymi atrakcjami, wystarczył nam tak naprawdę jeden dzień. Da się!
    Bolonia to urokliwe miasto położone w północnych Włoszech, w regionie Emilia-Romania. Znana jest przede wszystkim jako ważne centrum akademickie, będąc siedzibą jednego z najstarszych uniwersytetów na świecie – Uniwersytetu w Bolonii, założonego w 1088 roku. To miasto ma bogatą historię i piękne zabytki architektury, takie jak zamek Rocchetta Mattei, wieża Asinelli i Garisenda oraz charakterystyczny plac Piazza Maggiore z katedrą San Petronio. Bolonia słynie również z wykwintnej kuchni. Jest miejscem narodzin niektórych włoskich kulinarnych ikon. Chociaż spaghetti bolognese znane jest na całym świecie, to w Bolonii znane jest jako "ragù alla bolognese". Tortellini też mają swoje korzenie w tym mieście. Jego uliczki pełne są kafejek, restauracji i sklepików, tworząc niepowtarzalną atmosferę włoskiego stylu życia.
    Katedra św. Piotra w Bolonii, znana również jako Cattedrale Metropolitana di San Pietro, to imponujący zabytek sakralny położony w historycznym centrum miasta. Budowla ma bogatą historię sięgającą XII wieku, choć jej obecna forma to rezultat przebudów i renowacji prowadzonych przez wiele wieków. Charakteryzuje się ona imponującą fasadą w stylu romańskim, zdobioną rzeźbionymi detalami i wspaniałymi portalami. Wnętrze katedry zachwyca bogactwem barokowych zdobień, malowideł i rzeźb, które tworzą niepowtarzalną atmosferę duchową. Na pierwszy rzut oka widać, że z zewnątrz Katedra jest niekompletna. Fasada katedry św. Piotra w Bolonii nie została dokończona z kilku powodów, głównie związanych z historią i zmianami w architekturze oraz brakiem odpowiednich środków finansowych. W różnych źródłach możemy znaleźć co najmniej kilka wyjaśnień tego stanu rzeczy. Pierwszym powodem może być ewolucja stylów architektonicznych. Katedra była budowana w różnych okresach historycznych, a zmiany w gustach i preferencjach architektonicznych mogły wpłynąć na to, że fasada nie została dokończona zgodnie z pierwotnymi planami. Brak środków finansowych jest kolejnym istotnym czynnikiem. Budowa katedry i innych monumentalnych budowli sakralnych była kosztowna, a czasami fundusze mogły się wyczerpać, zmuszając budowniczych do przerwania prac. W przypadku katedry w Bolonii, braki finansowe mogły uniemożliwić dokończenie fasady zgodnie z pierwotnymi planami. Innymi powodami mogły być także polityczne lub społeczne zmiany, które wpłynęły na kontynuację budowy lub zmieniły priorytety dotyczące wydatków publicznych. Jak to z historią bywa, możemy jedynie domniemywać.
    Wieże Asinelli i Garisenda w Bolonii to nie tylko punkty orientacyjne, ale także symbole miasta. Te imponujące wieże były zbudowane w XIII wieku i przetrwały wiele stuleci, by stać się unikalnym elementem krajobrazu miejskiego. Wieża Asinelli, będąca wyższą z dwóch, mierzy około 97 metrów i jest otwarta dla odważnych turystów, którzy zdobywają jej szczyt, by podziwiać panoramiczne widoki na miasto. Natomiast Garisenda, choć niższa i wygięta w charakterystyczny sposób, ma swój urok i przyciąga wzrok każdego przechodnia.
    Fontanna Neptuna (Fontana del Nettuno) w Bolonii to imponujący zabytek znajdujący się na centralnym placu miasta, czyli Piazza Maggiore. Fontanna została zaprojektowana przez słynnego włoskiego rzeźbiarza Giambolognę oraz postawiona w XVI wieku jako hołd dla Neptuna, boga mórz i oceanów. Centralnym elementem fontanny jest posąg Neptuna trzymającego trójząb i wskazującego swą potężną dłonią kierunek. To imponujące dzieło sztuki przyciąga wzrok odwiedzających, będąc jednocześnie punktem spotkań tubylców i turystów. Niezwykłe jest to, że Fontanna Neptuna jest także znana ze swojego humorystycznego akcentu – postać Neptuna bywa nierzadko nieśmiało okryta ręcznikiem lub innymi gadżetami, co stanowi żartobliwy wkład mieszkańców miasta. Jedną z popularnych legend związanych z Bolonią jest opowieść o tej fontannie. Nie przytoczę jej jednak tutaj, ale zachęcam do samodzielnego jej poszukiwania. W tym kontekście perspektywa ma znaczenie :-)
    Arkady w Bolonii są nieodłącznym elementem miasta, tworząc unikalny i urokliwy krajobraz ulic. To charakterystyczne podcienia i krużganki, które wchodzą w skład architektury wielu budynków, nadają miastu niepowtarzalny charakter. Arkady służą jako osłona przed słońcem i deszczem, co czyni je nie tylko estetycznym elementem, ale także praktycznym rozwiązaniem przy zmiennej pogodzie. Miasto posiada prawie 40 km tychże. Te długie rzędy kolumn i łuków pozwalają mieszkańcom i odwiedzającym miasto spacerować i rozmawiać, ciesząc się ochroną przed warunkami atmosferycznymi. Arkady stanowią również doskonały punkt odniesienia dla nawigacji w labiryncie bolońskich uliczek, tworząc wyjątkowy "arkadowy labirynt" pełen zakamarków, sklepików i kawiarni. Pod koniec ubiegłego roku zachwycaliśmy się arkadami w Turynie, teraz widzimy, że tam to był pikuś:-) Jak się ma te kilkanaście kilometrów do tego?!
    Bazylia św. Stefana, znana również jako San Stefano, to kompleks kościelny o unikalnej historii i architekturze. Składa się z kilku kościołów: kościoła del Crocifisso, kościoła della Trinità oraz kościoła della Martyrium. Ten kompleks kościelny jest niezwykły z uwagi na swój układ przypominający skrzydła motyla. Kościoły są połączone arkadami i dziedzińcami, tworząc spójny zespół, który składa się z różnych stylów architektonicznych, takich jak romański, gotycki i renesansowy. Wewnątrz tych kościołów można podziwiać cenne dzieła sztuki, freski i rzeźby, które odzwierciedlają duchową i artystyczną ewolucję miasta przez wieki. W kompleksie znajdują się także klasztory, kaplice i inne pomieszczenia, które stanowią istotny element historii klasztornego życia i pielgrzymek.
 
    Bolonia ma też swój przydomek "La Dotta, La Grassa, La Rossa" (Wiedząca, Tłusta, Czerwona). Wszechwiedząca, bo tutaj zlokalizowany jest najstarszy uniwersytet w Europie. Przydomek "Tłusta" zawdzięcza swojej wyśmienitej, acz idącej w boczki kuchni. Czerwona zaś nie tylko ze względu na ceglane budynki, ale także ze względu na historyczne skojarzenia z ruchami politycznymi i społecznymi.
    Aperitivo w Bolonii to nie tylko posiłek, to prawdziwe doświadczenie kulinarno-kulturowe. Wiele lokali w mieście oferuje aperitivo, które jest rodzajem happy hour, ale z włoskim charakterem. Zazwyczaj odbywa się w godzinach popołudniowych, przed kolacją. Za jedno zamówienie napoju, dostajesz dostęp do bogatego bufetu z przekąskami. Możesz skosztować różnorodnych smakołyków, takich jak sery, wędliny, owoce, sałatki, przystawki i wiele innych. Aperitivo to także okazja do spotkania się z przyjaciółmi i rodziną. Mieszkańcy i turyści gromadzą się w lokalnych barach i restauracjach, delektując się smacznymi potrawami i rozmawiając przy drinkach. W Bolonii aperitivo jest bardziej niż tylko posiłkiem – to sposób na cieszenie się życiem, relaks i integrację społeczną. Przyjemnie patrzeć jak Włosi delektują się jedzeniem, dzielą się nim z bliskimi, celebrują długie chwile spędzane na wspólnym posiłku. Dla nas zwiedzanie to również przyglądanie się tubylcom i ich zwyczajom oraz kosztowanie lokalnych specjałów. Przy aperitivo mogliśmy czynić i jedno i drugie jednocześnie. Wybierając się na tego typu posiłek należy pamiętać, że na marne szukać go tutaj przed 18.00. Włosi jedzą wieczorem! Lokal w którym mieliśmy przyjemność kosztować włoskich specjałów w Bolonii wybrała oczywiście Oliwia i jak się okazało jest ona w nim już całkiem dobrze znana kelnerom i barmanom :-) Nie dziwi też, że w bezpośrednim sąsiedztwie tegoż lokalu znajduje się kościół, a właścicielka restauracji i siostry zakonne, które zachęcają do odwiedzania kościoła, są w całkiem niezłej komitywie, żeby nie powiedzieć, że się ze sobą przyjaźnią. Nie pierwszy raz zwracamy na to uwagę podróżując po Włoszech. Place kościelne w dzień zamieniają się w place targowe, a wieczorami kwitnie na nich życie towarzyskie i absolutnie nikomu to nie przeszkadza. Nie ma przepisów regulujących odległość lokali, czy sklepów sprzedających alkohol od domu Bożego.
    Bolonia to także baza wypadowa, skąd łatwo dotrzeć do innych urokliwych miast w północnych Włoszech.
    Koleje we Włoszech oferują rozbudowaną sieć połączeń, która umożliwia podróżowanie pomiędzy wieloma miastami i regionami. To wygodny sposób na przemieszczanie się i zwiedzanie różnych zakątków kraju. Postanowiliśmy korzystać ile się da z tego dobrodziejstwa (nie pierwszy raz). Wiemy, że włosi narzekają na swoje przemieszczacze, ale dla nas to 8 cud świata. W sumie odbyliśmy kilka podróży korzystając z tego środka lokomocji. Przeszło nam przez myśl, że dla czterech osób można by wypożyczyć samochód, ale po chwili zastanowienia stwierdziliśmy, że życia nam to wcale nie ułatwi. Podróżowanie koleją jest dużo lepszym rozwiązaniem. Można odpoczywać, wyprostować się, skorzystać z toalety, jeść i pić, a do tego same wiedzą dokąd jadą i nie trzeba mieć włączonej nawigacji. Nie trzeba też dla nich szukać bezpiecznego miejsca parkingowego i zastanawiać się gdzie ono właściwie było. Tutaj nastąpi mała kolejowa dygresja, która zapewne nie wydarzyłaby się w Polsce. Kiedy w pociągu relacji Riminii -> Bolonia zepsuły się toalety, konduktorka zatrzymała pociąg na pobliskiej stacji i umożliwiła skorzystanie z WC wszystkim podróżnym. Czekała przed tym przybytkiem do ostatniego klienta, aby o nikim nie zapomnieć. To się nazywa kultura podróżowania!

    Na kierunek pierwszej wycieczki Oliwia wybrała dla nas Weronę. Wiadomo! Tego nie można nie zobaczyć będąc w okolicy.
        Werona jest często nazywana "Miastem Miłości" z powodu związku z tragiczną historią Romea i Julii. Choć opowieść Szekspira była fikcyjna, Werono umiejętnie wykorzystuje tę legendę jako element swojego dziedzictwa kulturalnego. Otwiera przed nami swoje magiczne podwórko, jak stronę z klasycznej opowieści. Tam, gdzie historia i marzenia splatają się, odczuwasz pulsujący rytm miasta, który wydaje się nucić romantyczną melodię. Gdy spacerujesz wąskimi uliczkami, mury odsłaniają tajemnice przeszłości, a ich kamienne ściany zdają się szeptać opowieści o miłościach, które tu się rodziły. Przechodząc pod balkonem Julii, możesz poczuć tęsknotę i nadzieję, które tkwią w sercach zakochanych. I to tyle z romantyzmu w tym akurat miejscu. Nie było nam dane pokontemplować tego słynnego balkonu w samotności. Dzieliliśmy ten widok z dzikimi tłumami turystów, którym podobnie jak nam, zamarzyło się poczuć ten romantyzm na własnej skórze. Pomimo tego, że prawdziwa historia Romeo i Julii jest fikcyjna, to miejsce przyciąga rzesze gapiów chcących poznać legendarną scenerię miłości. W rzeczywistości, nie ma pewności, czy to naprawdę była rezydencja rodziny Capuletów, jednak komercjalizacja miejsca skupia się na duchu romantycznej opowieści. Wielu ulega pokusie pozowania na balkonie (za dodatkową opłatą), wcielając się w postać tragicznej bohaterki, a towarzyszące temu uśmiechy i migające aparaty tworzą niepowtarzalny, nieco komiczny kontrast z powagą legendy. No cóż, być i nie zobaczyć?!
    Werona ma jednak znacznie więcej do zaoferowania, niż ten jeden balkon. Arena di Verona - to antyczne amfiteatr rzymskie, które jest jednym z najlepiej zachowanych i największych na świecie. Podobnie jak Koloseum w Rzymie, Arena jest symbolem potęgi i umiejętności inżynieryjnych starożytnego Rzymu. Obecnie służy jako scena dla oper i koncertów. To absolutna ikona miasta, ale być może mniej znana na świecie. Wielu pytało, widząc nasze zdjęcia na jej tle, czy przemieściliśmy się do Rzymu.
    Centralny plac, na którym można poczuć klimat miejskiego życia czyli Piazza delle Erbe. Dla nas to idealne miejsce na kawę i obserwację ludzi. No dobra. telefony też trzeba gdzieś naładować :-).
Warto odwiedzić również zamek Castelvecchio z XIV wieku, który stanowi świadectwo dawnych czasów. Dziś mieści muzeum, w którym można zobaczyć cenne dzieła sztuki. Tuż obok zamku znajdziemy Ponte Scaligero. Imponujący most nad rzeką Adygą, zbudowany przez rodziny Scaligerich. Stanowi nie tylko funkcjonalne połączenie między częściami miasta, ale także piękny element krajobrazu. Naszym skromnym zdaniem, między fragmentami jego konstrukcji, Oliwia wygląda lepiej niż Julia na balkonie (taki żarcik).

Miasto ma wiele do zaoferowania, zarówno pod względem kultury, historii, jak i przyjemności podróżowania. Nas jednak ciągnie dalej, więc ponownie, za sprawą włoskich kolei, przemieszczamy się w kierunku gór. Podróż trwa niespełna 15 minut i jak za dotknięciem magicznej różdżki znajdujemy się tam, gdzie zawsze chcieliśmy trafić. Marzenia warto spełniać:-)
    Peschiera del Garda to urokliwa miejscowość położona na południowym brzegu Jeziora Garda. Jednym z charakterystycznych elementów Peschiera del Garda jest jego fortyfikowany układ urbanistyczny. Miasto otoczone jest imponującymi murami obronnymi, bastionami i fosą, które stanowiły istotny element obronny w przeszłości. To miejsce, gdzie historia spotyka się z urokiem natury – woda, zabytki i architektura tworzą unikalny krajobraz.
    Jednym z najbardziej charakterystycznych miejsc w Peschiera del Garda jest jego starówka, która zachowała wiele historycznych budynków, kolorowych fasad i urokliwych uliczek. Wielu spacerujących podziwia malownicze widoki na jezioro, a odgłosy wody i łodzi tworzą przyjemną melodię w tle. Miłośnicy historii będą zafascynowani Twierdzą Peschiera, wpisaną na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. To kompleks obronny z XIX wieku, który w przeszłości pełnił strategiczną rolę w obronie regionu.
    Nas jednak ciągnie do wody. Upał nam mocno dokucza, a po kilkugodzinnym spacerze w Weronie nie marzymy o niczym innym jak o zimnej kąpieli. Plaża w Peschiera del Garda to wspaniałe miejsce, gdzie można cieszyć się relaksem i urokami jeziora. Niewielka, ale jest! Nie będę rozpisywać się na jej temat, bo nie o nią tutaj chodzi, a o tą cudowną wodę, która zaskoczyła nas swoją przyzwoitą temperaturą, można powiedzieć, że idealną. Mieliśmy takie wyobrażenie o tym miejscu, że ze względu na swoje położenie, u podnóży Alp, wody jeziora są lodowate, bo zasilane przez górskie strumienie. Tymczasem jezioro cieszy się łagodnym klimatem subtropikalnym. Dzięki temu rosną tu takie rośliny jak cytrusy, oliwki i winorośle, a wcześniej wspomniana woda ma temperaturę właściwą. Lago di Garda, to największe jezioro we Włoszech (powierzchnia około 370 km²) i jedno z najpiękniejszych na całym kontynencie. Dla porównania polskie Jezioro Śniardwy ma jedynie 113,4 km² powierzchni. Zakochaliśmy się w tym miejscu, a właściwie przyjechaliśmy tutaj zakochani w opowieściach o nim, a wracamy z mocnym postanowieniem, że wpadniemy tutaj na dłużej naszym VANdomem.
    Tym oto sposobem zakończyliśmy bogaty w atrakcje dzień i udaliśmy się z powrotem do Bolonii. Właściwie jedynie po to, aby paść na twarz ze zmęczenia, ale też i wrażeń jakich doświadczyliśmy tego dnia. Byłabym zapomniała, wcześniej jeszcze urządziliśmy przyjątko, bo bez niego nie mogło się obejść. Kto z nami podróżuje, ten wie, że to nasza specjalność :-) Takie aperitivo po polsku we własnej siedzibie.
    W trzeci dzień, naszego nieco dłuższego weekendu, ponownie wybraliśmy się w podróż. Tym razem z całym dobrodziejstwem inwentarza, ponieważ nie wracaliśmy już do Bolonii. Dobytek na plecy i w drogę.
    Rimini, to popularne włoskie miasto nad Morzem Adriatyckim, które słynie z pięknych plaż, bogatej historii i żywego życia nocnego. Zostało ono wcześniej oswojone przez Oliwię, więc nie musieliśmy się martwić o stratę cennego czasu i poszukiwanie atrakcji na oślep. W tym miejscu polecam wysyłać studentów na praktyki zagraniczne, a następnie wykorzystywać ich jako przewodników do cna! :-)
    Plaże w Rimini są jednym z głównych powodów, dla których turyści odwiedzają to miasto. Długa linia brzegowa jest doskonale przygotowana dla miłośników wypoczynku nad morzem, oferując komfortowe leżaki, parasole i wiele miejsc z kąpieliskami. Tak skierowaliśmy swe pierwsze kroki na plażę i przeżyliśmy pierwsze zdziwienie. PUSTO! Zero ludzi. Leżaki stały w równiutkich rzędach, ale poza nimi i nami nikogo tam nie było. Pogoda tego dnia lekko się popsuła (to zależy od punktu widzenia, bo dla nas poprawiła). Temperatura spadła, wiał lekki wiatr, momentami kropił ciepły deszczyk. Na plaży powiewały czerwone flagi, które informowały (wygooglaliśmy) o całkowitym zakazie wejścia do wody. No i ok, ale w szczycie sezony, żeby nikt nie chciał skorzystać z tego dobra?! Mieliśmy spory dysonans poznawczy. Gdzie Ci wszyscy turyści?!
    No nic, trzeba było porzucić myślenie o innych i zająć się sobą. Najpierw kawka a później spacer brzegiem morza. W końcu po to tutaj przyjechaliśmy i nie będzie nam byle chmurka warunków dyktowała.
    Morze Adriatyckie, nad którym leży Rimini, to wschodnia część Morza Śródziemnego, otaczająca wybrzeża Włoch, Chorwacji, Albanii i innych krajów. To ciepłe i płytkie morze o łagodnych falach. No dobra, tego dnia może nie były takie łagodne, ale dzięki temu windsurferzy mieli raj na ziemi. Liczne szkoły windsurfingu i wypożyczalnie sprzętu znajdujące się wzdłuż plaż Rimini oferują naukę oraz wypożyczanie odpowiednich gadżetów.
Nogi pomoczone (niektórzy nawet spodnie zmoczyli), muszelki pozbierane, spacer zaliczony. Można powiedzieć, że cel osiągnięty. Skierowaliśmy nasze kroki w stronę portu. Porto Canale, to kolejne urokliwe miejsce, które łączy w sobie funkcję portu rybackiego, przystani dla jachtów oraz atrakcyjnego obszaru rekreacyjnego. To centrum aktywności morskich i spacerów, oferujące nie tylko widoki na morze, ale także klimatyczne restauracje, bary i sklepiki. Tutaj już byli ludzie, poczuliśmy się uspokojeni. Z Rimini wszystko ok. Z tego miejsca można podziwiać nie tylko ludzi, ale również malownicze budynki i domy w stylu nadmorskim, które otaczają nabrzeża. Błękitne fasady, drewniane balkony i kwiaty tworzą uroczy charakter tego miejsca. U wejścia do portu znajduje się wysunięty w morze cypel na którym zlokalizowany jest "Pomnik Żon Marynarzy". Jest to figura przedstawiająca kobietę z dzieckiem, symbolizującą żony i matki marynarzy, które czekały na powrót swoich mężów z morza. Pomnik stoi na nabrzeżu w Rimini i jest hołdem dla tych, którzy żyli w cieniu niepewności, oczekując na powrót swoich bliskich. Pomnik z podobnym przesłaniem (kobieta z dzieckiem na rękach) widzieliśmy w porcie w Odessie, ale czy on tam jeszcze stoi?
    Czas powrotów, trudny, ale nieunikniony. My z całym naszym włoskim dobytkiem wracamy z Rimini do Forli. Oliwia żegna się z nami w Forli i jedzie 40 km dalej, do Bolonii. Dziecko zostaje we Włoszech, do końca sierpnia, a później też będzie musiało wrócić do polskiej rzeczywistości. Młodość rządzi się swoimi prawami :-)
    Zostajemy w Forli, bo stąd następnego dnia mamy lot do Katowic. Niestety nie możemy spędzić ostatniego wieczoru razem w Bolonii, ponieważ lot powrotny mamy zaplanowany na godzinne 7.00 i mimo dobrej komunikacji kolejowej nie udałoby nam się zdążyć na czas. 
Być może fajnie byłoby nie zdążyć, ale...
    Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zdeptali miasteczka na własnych nogach. Być i nie widzieć to grzech. Forli niczym szczególnym nas nie urzekło, poza dużym spokojem w stosunku do tych miejsc które odwiedziliśmy w ten weekend. Ładne, ale nie żeby specjalnie tutaj przyjeżdżać. Fajny Rynek, przestronny z centralnie ulokowaną fontanną. Niby nic a jednak nas wciągnęło i nawet nie zorientowaliśmy się, że uciekł nam ostatni autobus w kierunku naszej noclegowni. Nie pozostało nam nic innego jak po raz pierwszy, w tej podróży, skorzystać z samochodu (taxi). Mieliśmy do pokonania niespełna 5 km, ale nogi stanowczo odmawiały już posłuszeństwa.

    Dodam jeszcze, że lotnisko w Forli jest wielkości supermarketu i niestety nie ma żadnych sklepów po przekroczeniu odprawy. Wodę można nabyć w automatach (na bilony!). Jeśli planowalibyście lecieć z tego lotniska pamiętajcie, aby o pamiątki zadbać wcześniej.

    Reasumując weekend spędzony w Bolonii, z wyjazdem do Werony i Rimini, to niezapomniana przygoda pełna różnorodnych doświadczeń. Pominę w podsumowaniu oczywisty wątek rodzinny, ale mam nadzieję, że Oliwia się nie obrazi.

Mam nadzieję, że opisu dopełnią zdjęcia i wszystko będzie tak jak być powinno. Jeśli powyższy tekst jakoś Was zainspirował to jest mi bardzo miło, jeszcze milej będzie jeśli podzielicie się pod nim swoją opinią. Zachęcamy również do obserwowania naszego profilu na Instagramie #spiegdziechce #śpięgdziechcę, tam będziecie mieli możliwość podróżować z nami w czasie rzeczywistym.

Dziękuję za uwagę i zapraszam do lektury pozostałych wpisów :-)



Ciekawostki cenowe na podsumowanie:


* koszt biletów lotniczych - 377 zł/osoba (w obie strony)


* koszt biletów na kolejkę z lotniska do centrum - 11 euro/osoba


* koszt noclegów - 50 euro/2 noce/3 osoby, ale u zaprzyjaźnionej Polki


- 150 euro/1 noc/3 osoby, B&B Anna w Forli


* koszt aperitivo na osobę 25 euro (1 drink + jesz ile chcesz)


* kawa w lokalu 2,5-3,5 euro


* bilet Bolonia -> Werona 40 euro/osoba


* komunikacja miejska -1,3 euro/osoba (można jeździć do 75 min.)


* dzbanek wina domowego w lokalu 1 l./ 11 euro


* pizza w Rimini na deptaku (duży talerz) - 6-14 euro

Komentarze

POLECANE DLA CIEBIE

VanLife. DZIEKIE MIEJSCÓWKI czyli polecajki w toku...

Gruzja. Reaktywacja!

Krótka przygoda w stolicy Albanii, czyli jak pomacać się z obcym tematem podróżniczym.

Nie taki diabeł straszny jak go malują. Rumunia pełna kontrastów.